22 stycznia 1863 roku wybuchło Powstanie Styczniowe.
Powstanie Styczniowe było tragiczne w skutkach. Car nałożył ogromne represje. Tysiące najdzielniejszych i najznakomitszych pośród naszych rodaków doświadczyło zesłania na Syberię. Szczątki setek z nich zostały w tej nieludzkiej ziemi już na zawsze. Ci którzy przeżyli, katorgi z nią związanej, nie zapomnieli nigdy… Oceniając krytycznie z politycznego punktu widzenia ten zryw, należy o nim pamiętać, należy czcić poświęcenie i heroizm jego uczestników. A także hołdować przyświecającym im celom. Jakże wspaniała jest idea herbu Powstania Styczniowego. Herbu Polski, Litwy i Rusi na trójpolowej tarczy, gdzie obok Orła i Pogoni umieszczony został wizerunek Archanioła Michała…
W 2023 roku obchodziliśmy 160 rocznicę tego wydarzenia – największego i najdłużej trwającego polskiego powstania narodowego. Od tego czasu , w ramach Federacji Patriotycznej całe nasze środowisko angażuje się w projekt budowy “Bazy Grobów Powstańców Styczniowych” – strona zadania LINK
26.01.2024 roku obchodzi swe 96 urodziny Jan Słaby, ps. “Anglik”, lwowiak, żołnierz Armii Krajowej, trener piłkarski.
W wieku 14 lat, w 1942 roku, został zaprzysiężony do Armii Krajowej. Zajmował się obserwacją ruchów nieprzyjaciela, zdobywał i przemycał broń, amunicję, dokumenty. Wraz z towarzyszami przygotowywał się do udziału w “Akcji Burza”, jednak nie wziął udziału w krótkich walkach z Niemcami.
20 lutego 1945 roku aresztowany przez NKWD i przetrzymywany w lwowskich więzieniach, m.in. w “Brygidkach”. Zwolniony pod koniec 1945 roku, wyjeżdża z rodziną do Wrocławia.
Zaczął studia na AWFie, od 1952 roku był terenem w wielu drużynach piłkarskich, mocno związany z Parasolem Wrocław, którego nazwa nawiązuje do słynnego AK-owskiego Batalionu Parasol. Jeszcze w wieku 94 lat prowadził w klubie treningi bramkarskie.
Panu Janowi życzymy wszystkiego najlepszego i dużo zdrowia!
W nocy z 28 na 29 stycznia 1944 roku miała miejsce masakra polskiej wsi Koniuchy na terenach obecnej Litwy. Artykuł o tym wydarzeniu znajdą Państwo na portalu Ponad Granicami – TUTAJ
29 stycznia 2024 roku zmarła kpt. Regina Mac ps. “Rysia”. Jako łączniczka służyła w AK-WiN u mjr. Mariana Bernaciaka “Orlika”. Po wojnie zamieszkała w Opolu. Od lat zaprzyjaźniona ze Stowarzyszeniem Odra-Niemen, zwłaszcza z Opolskim Oddziałem. Artykuł o kombatantce – LINK
30.01.2024 roku odszedł Stanisław Szatkowski, członek Związku Młodocianych Więźniów Politycznych “Jaworzniacy”, sybirak.
Urodził się 15 listopada 1932 r. w Kossakach, w powiecie łomżyńskim. Jego ojciec, Stefan, był przedwojennym oficerem w 5. Pułku Ułanów Zasławskich. Brał udział w Wojnie Obronnej, potem wstąpił do partyzantki.
Stanisława wraz z rodziną – mamą i dwójką młodszych braci – deportowano w marcu 1940 roku na Sybir, jako rodzinę oficera. W trakcie zsyłki, w latach 1941/42 zmarli jego bracia, którzy nie wytrzymywali okrutnych warunków, braku jedzenia i chorób.
W 1946 r. Stanisław wraz z mamą wrócili do Polski. Wtedy dowiedzieli się o śmierci ojca w potyczce z Niemcami, w 1943 roku.
Wstąpił do ZHR i działał tam aktywnie, po przenosinach do Wrocławia dołączył do Tajnej Organizacji Podziemnej Polski, w 1951 roku. Działalność organizacji polegała przede wszystkim na samokształceniu, przeciwdziałaniu komunistycznej propagandzie i małej dywersji.
Niestety, w lutym 1952 roku UB rozbiło organizację, zaś jej członków, po brutalnych śledztwach, osądzono i osadzono w więzieniach. Stanisław został skazany na 7 lat, przepadek mienia i pozbawienie praw publicznych i honorowych. Przebywał w więzieniach i obozach pracy we Wrocławiu, Wilkowie i Jaworznie. Zwolniono go w 1955 roku, skrajnie wyniszczonego – mimo młodego wieku – katorżniczą pracą w obozie w Wilkowie, który znajdował się przy kopalni miedzi “Lena”.
Podjął edukację i ukończył Technikum Mechaniczne, wziął ślub i miał dwójkę dzieci.
Mimo znacznego uszczerbku na zdrowiu, był bardzo aktywny, brał udział w wielu uroczystościach i spotkaniach z młodzieżą. Prężnie działał w Związku “Jaworzniaków” i Związku Solidarności Polskich Kombatantów we Wrocławiu. Był m.in. jednym z inicjatorów wmurowania tablicy poświęconej ofiarom systemu komunistycznego na dawnym budynku UB we Wrocławiu.
Za swoją działalność był odznaczony m.in. Złotym Medalem “Za Zasługi dla Obronności Kraju”, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Zesłańców Sybiru, Krzyżem Więźnia Politycznego, Krzyżem Niezłomnych i Medalem “Pro Memoria”.
Pogrzeb odbędzie się w najbliższy czwartek, 1 lutego, na cmentarzu Ducha Świętego przy ul. Bardzkiej we Wrocławiu, o godz. 11:30.
2.02.2024 roku swoje 104. urodziny obchodzi mjr Alfons Daszkiewicz!
Alfons Daszkiewicz urodził się 2 lutego 1920 r. w miejscowości Cucki k. Postaw.
W lutym 1942 roku zaprzysiężony do Armii Krajowej. Początkowo służył w zwiadzie w oddziale partyzanckim Antoniego Burzyńskiego “Kmicica”, stacjonującego k. jeziora “Narocz” – był to pierwszy oddział tego typu na Wileńszczyźnie.
26 sierpnia oddział został podstępnie rozbrojony przez radziecką partyzantkę, część żołnierzy zamordowano, część siłą wcielono do Armii Czerwonej. Pan Alfons uniknął tego losu, będąc w tym czasie poza obozowiskiem.
Wkrótce potem, po “Akcji Burza”, został aresztowany i wywieziony do Kaługi, gdzie po szkoleniu wojskowym w 361. zapasowym pułku piechoty Armii Czerwonej, następnie miał wraz z towarzyszami złożyć przysięgę na Związek Radziecki i zostać wcielony do 2. Armii Wojska Polskiego. Tylko dwie osoby ślubowały, pozostali zostali wysłani do pracy przymusowej.
W 1946 roku udało mu się wrócić do Polski, gdzie ostatecznie osiadł w Świebodzicach.
8 lutego 1951 roku, około godziny 19:40, pod celą śmierci w więzieniu mokotowskim stanęło 4 ludzi:
32-letni podporucznik Lucjan Minkiewicz, żołnierz września, członek V i VI Brygady Wileńskiej
38-letni kapitan Henryk Borowski, także weteran wojny obronnej, żołnierz Wileńskiego Obwodu AK
50-letni podpułkownik Antoni Olechnowicz, uczestnik walk nad Narwią i Bugiem w 1939 roku, komendant Okręgu Wileńskiego AK, a następnie Ośrodka Mobilizacyjnego Okręgu Wileńskiego AK
41-letni major Zygmunt Szendzielarz, uczestnik walk z Niemcami i Sowietami w 1939 roku, dowódca V i VI Brygady Wileńskiej AK.
W środku czekali już na nich m.in. prokurator Jakub Lubowski i Aleksander Drej, wykonawca wyroków śmierci. Pierwszego wywołano Henryka Borowskiego, który na swoim procesie powiedział takie słowa:
“Oskarżyciel publiczny żąda kary śmierci. Trudno, żołnierska to rzecz ginąć. Ale czuję się uczciwym człowiekiem i dobrym Polakiem dzisiaj jeszcze. Więcej do powiedzenia nic nie mam.”
Padł strzał. Była godzina 19:45. 10 minut później Aleksander Drej ponownie nacisnął spust, mordując Lucjana Minkiewicza. W kolejnych 10-minutowych odstępach zamordowano Antoniego Olechnowicza i na końcu Zygmunta Szendzielarza, którego ostatnie chwile tak opisywał współwięzień, Mieczysław Chojnacki:
“Podszedł spokojnie do drzwi, następnie zatrzymał się na chwilę, odwracając bokiem do pozostających w celi, i pożegnał słowami: ‘Z Bogiem panowie’. Odpowiedział mu chór głosów: ‘Z Bogiem’. Zniknął nam z oczu za zatrzaśniętymi drzwiami”
Aleksander Drej “zasłynął” jeszcze egzekucją członków IV Zarządu WiN, 1 marca 1951 roku. Za swoje czyny dostał od Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego premię w wysokości 30 tysięcy złotych. Szczątki Lucjana Minkiewicza, Zygmunta Szendzielarza, Antoniego Olechnowicza i Henryka Borowskiego odnalazł w 2013 roku zespół prof. Krzysztofa Szwagrzyka, w bezimiennych mogiłach na kwaterze Ł, na warszawskim cmentarzu powązkowskim.
W nocy z 9 na 10 lutego 1940 roku odbyła się pierwsza z czterech fal deportacji Polaków na Sybir. NKWD starannie zaplanowało akcję, w czasie pierwszej deportacji wywieziono niemal 140 tysięcy osób, leśników, osadników wojskowych, urzędników, pracowników kolei. Następne fale deportacji odbywały się w kwietniu (12/13) i od maja do czerwca 1940 r. oraz w maju i czerwcu 1941 roku. Ostatnie transporty czwartej fali wysiedleń jechały w głąb Rosji pod niemieckimi bombami.
Łącznie w 4 wywózkach deportowano ok. 330 tysięcy obywateli polskich, z czego 2/3 stanowili Polacy.
14 lutego to data powstania Armii Krajowej. Pamiętajmy w tym dniu o Bohaterach polskiej wolności.
Mija kolejna rocznica przemianowania Związku Walki Zbrojnej na Armię Krajową. Armia Krajowa to nie tylko wspaniała tradycja, potężne struktury, czy niezwykła historia. To także ludzie, bohaterowie polskiej wolności. LINK DO INFORMACJI EDUKACYJNEJ IPN
24 lutego 1953 roku, w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, powieszono generała Emila Fieldorfa, ps. “Nil”, zastępcę dowódcy AK, komendanta Kedywu Armii Krajowej, weterana legionów, wojny polsko-bolszewickiej i wojny obronnej w 1939 roku.
Po aresztowaniu w marcu 1945 roku przez NKWD trafił na Ural, do obozów pracy. W 1947 r. powrócił do Polski. Nie podjął ponownej działalności w konspiracji, chciał wieść normalne życie i ujawnić się w ramach amnestii. Mimo tego został aresztowany w 1950 roku. Torturowany, nie zgodził się na współpracę z bezpieką. Wobec tego sfabrykowano dowody przeciw niemu, wskazując, że był odpowiedzialny za śmierć około “tysiąc antyfaszystów”, jak stwierdził sąd.
Został skazany na śmierć. Nie pomogły prośby żony i ojca o łaskę, prezydent Bierut z niej nie skorzystał.
Tak ostatnie chwile generała, 24 lutego 1953 roku, wspominał prokurator odczytujący wyrok, 23-letni wówczas Witold Gatner:
„Byłem zdenerwowany, napięty. Czułem, że trzęsą mi się nogi. Skazany patrzył mi cały czas w oczy. Stał wyprostowany, nikt go nie podtrzymywał […]. Postawę skazanego określiłbym jako godną. Sprawiał wrażenie bardzo twardego człowieka. Można było wprost podziwiać opanowanie w obliczu tak dramatycznego wydarzenia”
Ciała gen. Fieldorfa nigdy nie odnaleziono. Wg prof. Krzysztofa Szwagrzyka, jego szczątki musiały trafić na słynną Kwaterę Ł. Miejmy nadzieję, że doczekamy identyfikacji “Nila”.
1 marca 1951 roku, od godziny 20 do 20:45, komunistyczny kat, Aleksander Drej, zamordował strzałami w tył głowy siedmiu członków IV Zarządu WiN.
Płk Józef Warecki, ogłaszając wyrok mówił: “Wyrok ten, przeto powinien stanowić przestrogę dla każdego, kto ośmieliłby się podnieść rękę na Władzę Ludową w Polsce i zdobycze mas pracujących”
Łukasz Ciepliński, szef Zarządu, pisał z celi grypsy do rodziny. Wyłania się z nich obraz strasznych warunków i upokorzenia więźniów, lecz także wielkiej siły ducha, miłości do rodziny, Boga i ojczyzny:
“(…)Kochana Wisiu! Jeszcze żyję, chociaż są to prawdopodobnie już ostatnie dla mnie dni. Siedzę z oficerem gestapo. Oni otrzymują listy, a ja nie. A tak bardzo chciałbym otrzymać chociaż parę słów Twoją ręką napisanych.”
“Świętości moje najdroższe! Sami nie wiecie, kim dla mnie jesteście. Modlę się za Was i do Was. Życie i miłość ku Wam złożyłem u stóp Pana Boga i Polski. Nie znałem nienawiści i nigdy świadomie nikogo nie skrzywdziłem. Dlatego czekam spokojnie na śmierć. Wierzę w sprawiedliwość Bożą – to mój skarb i ostoja. Żal mi tylko Was!. Piszę i płaczę. Całuję i do serca tulę, błogosławię i Bogu oddaję. Łukasz”
Tak ostatnie chwile IV Zarządu WiN opisywał Mieczysław Chojnacki ps. “Młodzik”, współwięzień:
“Między wyczytanymi znalazł się także ppłk. Łukasz Ciepliński „Pług” prezes Czwartej Komendy WiN. Pamiętam gdy stał w grupce więźniów, wśród których byłem i ja, mówiąc do nas powoli i dobitnie, że gdy spostrzeże iż zanosi się na egzekucję, wówczas połknie srebrny medalik z wizerunkiem Matki Boskiej. Żegnając nas jeszcze się zwracał o zapamiętanie tego, co zamierza uczyni z medalikiem. Po paru minutach i drugiej grupy kolegów nie było pomiędzy pozostałymi w celi. Za jakiś czas oddziałowy, pełniący też obowiązki klucznika, polecił się trzeciej grupie przygotować się i spakować „dobytek” więzienny. W tej grupie złożonej z sześciu-siedmiu ludzi znalazł się mjr Adam Lazarowicz „Klamra”.[…]
Kilka chwil oczekiwania i grupa, w której był major „Klamra” opuściła celę wychodząc na korytarz. W charakterystyczny sposób stukały ich drewniaki, gdy szli korytarzem do wyjścia na klatkę schodową. Odgłos ich kroków oddalał się aż ucichł zupełnie. Wydaje mi się, że zabrano z celi jeszcze jedną czwartą grupę więźniów i w tej także znalazł się któryś z oficerów Czwartej Komendy WiN. […]
Raptem nocny krajobraz ożywił się kilkoma postaciami ludzkimi, które rozdzieliły się ustawiając się pod murami budynków. Rozpoznaliśmy w nich uzbrojonych strażników. Po chwili, jak zwykle w takich okolicznościach, przemierzył dziedziniec naczelnik ze swoim pocztem. Patrzyłem na te przygotowania ze ściśniętym sercem. Zaraz dwaj funkcjonariusze więziennictwa z łaźni wynieśli składane nosze, udając się pospiesznie do ukrytego przed moim wzrokiem miejsca kaźni.
Przygotowania te przebiegały sprawnie, widać było, że wykonywane są przez fachowców obeznanych ze swoim katowskim zawodem. Wreszcie pojawiła się też ekipa trzech eskortujących więźnia morderców. Szli szybko ze swoją ofiarą znikając za magazynem mundurowym, o chwili padł strzał.
Pierwszy z zamordowanych był niewysoki, a takim wzrostem i przeciętna postacią podobnych do siebie było dwóch wśród WiNowców: Łukasz Ciepliński i Józef Rzepka. […] Mjra Adama Lazarowicz poznaliśmy po wysokiej szczupłej sylwetce i charakterystycznym kroku, kpt. Mieczysława Kawalca można było poznać po wyniosłej, prostej postawie (najwyższy z całej grupy) i sprężystym kroku. Jestem pewien, iż Kawalca nie trzymano pod ręce, szedł nie dotykany przez plugawców. Porucznika Karola Chmiela także łatwo było poznać po niskiej atletycznej postaci, łysinie i długiej jak na niego, jaśniejszej bluzie. W tym wypadku, zaznaczam z naciskiem, że gdy Chmiela prowadzono na śmierć, w chwili gdy eskorta z nim miała skręcić za magazyn mundurowy wyrwał się z rąk dwóch strażników, upadł na ziemię wołając głośno rozdzierającym głosem” „…mordują, …mordują”. W jednej chwili dopadli go, a trzeci z eskorty, idący zwykle za skazanym, zarzucił mu na głowę płachtę tłumiąc głos, po czym, dosłownie szarpiącego się, powlekli znikając za narożnikiem magazynu.
Ta gwałtowna scena, rozegrana wobec nas niemych i bezradnych obserwatorów, zrobiła wstrząsające wrażenie. Jak mógł krzyknąć, przecież podobno usta zalepiano jakąś taśmą, co dawało się spostrzec. Widocznie oprawcy czynili swoją powinność niezbyt starannie, co umożliwiło Chmielowi na głośny protest przeciw dokonywanemu zbrodniczemu bezprawiu. Por. Franciszka Błażeja i kpt. Józefa Batorego rozpoznaliśmy także po wyglądzie odzieży więziennej, postawie i sposobie chodzenia. […]”
Miejsce spoczynku pomordowanych członków IV Zarządu WiN nie jest znane do dziś.
1 MARCA – Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych