Wyprawa śladami polskich zesłańców na Syberię i w okolice jeziora Bajkał była jak dotąd najdalszą w moim życiu. Wywarła też na mnie największe wrażenie. Dlatego zabierając się ze mną w tę podróż, musisz drogi Czytelniku przywyknąć do dużej ilości zdjęć i tyluż długich opisów 😉 Starałem się zawrzeć tutaj to, co kojarzy mi się po powrocie z Syberią. Będzie trochę śmiechu i przygód, które mogą zdarzyć się tylko na wschodzie, ale też garść gorzkich i smutnych refleksji o naszych rodakach skazanych na tułaczkę. Będzie kilka spostrzeżeń o lokalnej społeczności, oraz szczypta praktycznych informacji. Jeśli akurat masz chwilę wolnego czasu, to zapraszam. Obiecuję że nie będziesz się nudzić! 🙂
W trzeciej części dowiesz się między innymi:
- czym jest Krugobajkałka i jak malowniczo jest położona,
- co jest największym przysmakiem sprzedawanym nad brzegiem Bajkału,
- którzy polscy badacze najbardziej przyczynili się do wspaniałych odkryć naukowych ,,Morza Syberii”,
Miłej lektury!
***
Droga do Kułtuku
Wyjeżdżając z Żemczugu byliśmy naprawdę zrelaksowani. Był to dobry prognostyk przed czekającą nas podróżą samochodem. Do pokonania było trochę ponad 260 kilometrów. Czas umilało nam lokalne radio serwując dobrze znane wszystkim miłośnikom wschodniego klimatu kawałki, między innymi takich wykonawców jak Potap i Nastia (Пота́п & На́стя Каме́нських ) czy Wierka Serdiuczka (Вєрка Сердючка). W takiej atmosferze opuszczaliśmy niezwykłą Republikę Buriacji, mając po prawej stronie pasmo Chamar-Daban, po lewej Tunkińskie Golce, przed nami Bajkał, a w aucie wesołe rytmy 🙂
Po drodze, mniej więcej na 100 kilometrze jazdy, mieliśmy mijać Kułtuk. Jest to miejscowość niepozorna, jednak skrywająca w swojej historii wiele polskich wątków i niesamowitych postaci z naszego kraju…
Kułtuk – rys historyczny
Култук (Kułtuk) – w jęz. tureckim oznacza ,,Zakątek/Zatoka/Róg”
Miasto założone zostało w 1647 roku przez Iwana Pochabowa (Иван Похабов), który wraz ze swoją kozacką drużyną zbudował w tym miejscu ostróg. Pochabow znany jest przede wszystkim z założenia innego miasta, a mianowicie Irkucka, gdzie do dziś stoi jego pomnik.
Natomiast nazwa miejscowości pochodzi od zatoki Kułtuk, która wywodzi się z czasów tureckich plemion Kurykan zamieszkujących te tereny. Po turecku kułtuk to ,,zatoka/róg”. Tak właśnie jest i doskonale można to zaobserwować, gdy spojrzy się na mapę. Kułtuk mieści się w samym rogu, na południowym zachodzie jeziora Bajkał.
Krugobajkałka
Dzisiaj Kułtuk liczy sobie prawie 4 tysiące mieszkańców i jest punktem, przez który biegnie wiele głównych węzłów komunikacyjnych (głównych, bo jedynych). Jadąc na zachód dostaniemy się do Doliny Tunkińskiej, na północ do Irkucka, a na południe do Ułan-Ude i granicy mongolskiej. Przez Kułtuk biegnie również odcinek owianej legendą Kolei Transsyberyjskiej, z niezwykle malowniczo położoną Krugobajkałką, czyli historyczną trasą magistrali transsyberyjskiej wijącej się nad Bajkałem. Jadąc odcinkiem od Portu Bajkał, przez Kułtuk, Słudiankę i dalej mija się przepiękne widoki za oknem.
Trasa dziś uchodzi za wielką atrakcję turystyczną, jednak nie należy zapominać, że przy jej budowie polało się wiele krwi, zwłaszcza polskiej, i niektórzy przypłacili to życiem. Stało się tak dlatego, że do przeprowadzenia tej trasy wybrani zostali głównie polscy zesłańcy, najczęściej Powstańcy Styczniowi. Pracowali oni w nieludzkich warunkach, od 5 rano do 18 wieczorem, skrępowani kajdanami. Częstokroć byli bici i okradani przez strażników, nie pozwalano im złożyć żadnej skargi, ani wysłać listu do kraju. Użytkowane do dziś wydrążone w skałach tunele, miejsce na tory wykute u zbocza gór, to wszystko ich dzieło. Dzieło powstałe dzięki tytanicznej pracy naszych rodaków.
Omul Bajkalski
A teraz przechodzimy do największego nadbajkalskiego przysmaku, czyli omula bajkalskiego. Jest to gatunek endemiczny, oznacza to, że ryba występuje tylko i wyłącznie w tym zbiorniku wodnym. Należy do rodziny łososiowatych i osiąga maksymalnie 50 cm długości, oraz masę do 5 kg.
Łowiona jest prawie tylko i wyłącznie sieciami (mającymi nawet 2 kilometry długości!). W nocy sieć rozciągana jest równolegle do brzegu, na przecięciu kierunku w którym płyną ryby i nad ranem wyciągana już ze złapanymi sztukami. Omul stanowi około 70% wszystkich rocznych połowów jeziora. Ceniony jest przede wszystkim za swoje walory smakowe, o czym mieliśmy się przekonać już wkrótce 🙂
Po dotarciu do Kułtuku jechaliśmy wzdłuż głównej szosy i szukaliśmy miejsca na postój. W pewnym momencie dostrzegliśmy kilkanaście drewnianych budek w zatoczce po prawej stronie szosy. Okazało się że był to targ rybny (ros. Рыбный рынок), na którym miejscowi wędzą, pieką i gotują omule.
Wysiedliśmy z auta i od razu uderzył w nasze nozdrza bardzo charakterystyczny zapach. Wszystkie ryby są patroszone i przygotowywane do spożycia na miejscu. Wszędzie unosił się swąd opalanego w piecykach drewna i wyrazista woń wędzonych ryb. Nie mogliśmy więc nie spróbować tego specjału, tym bardziej że byliśmy już wszyscy bardzo głodni, a dochodzące zapachy tylko wzmogły apetyt. Zdecydowaliśmy się zakupić dwa warianty omula, ten wędzony i pieczony. Zakupu dokonaliśmy na straganie u pani, która najserdeczniej się do nas uśmiechała, a jej ryby wyłożone były na kocu o specyficznym wzorze, który nam, fanom piłki nożnej od razu przypadł do gustu 😀
Pozostało nam znaleźć miejsce do konsumpcji naszych pyszności. Idealnie do tego nadawała się wiata tuż za budkami wędzarniczymi i straganami.
Kiedy myślę o szczęściu, takim zwykłym, zupełnie cielesnym i przyziemnym, bez żadnych wzniosłości umysłu i ducha, to jedną ze scen które przywołuje mi pamięć, jest właśnie ta na załączonym obrazku. Cofam się do tamtej chwili, gdy przy świecącym i grzejącym słońcu usiadłem sobie tuż nad brzegiem Bajkału z przyjaciółmi. Zaczęliśmy jeść nasze omule używając do tego tylko i wyłącznie palców, bez żadnych sztućców, i zajadać się z apetytem pyszną rybą, wyskubując co smaczniejsze kąski. A później tymi samymi, lekko tłustymi palcami, odkapslowałem butelkę piwa i pociągnąłem z niej łyk. Rozejrzałem się w koło i było mi po prostu dobrze. Tuż obok biegły tory Krugobajkałki, po horyzont sięgały błękitne wody jeziora, a w tle majaczyły wierzchołki wcale nie aż tak odległych gór Chamar-Daban, a wszystko spowijał niewidoczny dym wędzonych ryb. Była to chwila, którą chce się w całości zapamiętać, złożyć na cztery, wsunąć do kieszeni i wyciągnąć kiedy tylko przyjdzie na to ochota…
Był to też czas, żeby zastanowić się i porozmawiać o naszych niezwykłych rodakach, światowej sławy badaczach, którzy tak bardzo przyczynili się do poznania dzikich i niedostępnych terenów, jakimi były okolice i samo jezioro Bajkał. A zwłaszcza o najbardziej znanym z nich, czyli Benedykcie Dybowskim.
Benedykt Dybowski
Aby przytoczyć wszystkie zasługi tego wybitnego badacza, potrzebny byłby osobny wpis. W ciągu swojego długiego, bo 97 letniego, życia Dybowski ogromnie przyczynił się do odkrycia i zrozumienia niezwykłości Bajkału i żyjącej w nim oraz z niego, fauny i flory. Nie będę przytaczał tutaj wszystkich istotnych wydarzeń z jego życia, odeślę chętnych do artykułu wyczerpującego ten temat. Wspomnieć natomiast warto o tym, że do Kułtuku przybył Dybowski w 1867 roku, jako zesłaniec polityczny, biorący udział w konspiracji. Trafił więc tu rok po tym, jak upadło Powstanie Zabajkalskie. Przed losem Romualda Traugutta i śmierci na stokach warszawskiej cytadeli ocalili go niemieccy koledzy po fachu, czyli również naukowcy, którzy przez samego Bismarcka wpłynęli na decyzję Aleksandra II, aby darować mu życie i wysłać na katorgę.
A tutaj Dybowski już nie próżnował. Wraz z Wiktorem Godlewskim w „czasie wolnym” nie zamierzali lamentować nad swoim losem, tylko zajęli się tym, na czym się znali, czyli badaniami zoologicznymi i geologicznymi. W sumie doprowadzili do odkrycia 116 (!) nowych gatunków skorupiaków i 6 nowych gatunków ryb.
Dybowski o swoim kompanie Godlewskim w pamiętnikach pisał „Można o nim powiedzieć, że był to geniusz w zakresie techniki, architektury i rzeźby”, bo dzięki jego wynalazkom, ich sukces był możliwy.
Zainteresowanie naukowców skierowało się także na ustalenie głębokości Bajkału. Determinacja była tak duża, że postanowili poświęcić swoje zdrowie:
„Kilka tygodni z rzędu przebywaliśmy na lodzie Bajkału, bez namiotu, nocowaliśmy ścieląc posłanie na powierzchni lodów i śniegów. Wróciliśmy do Kułtuka z obrzękłymi twarzami, z popękanymi ustami i czerwonymi oczami, ale zadanie jakie sobie postawiliśmy, zostało wykonane.”
Ustalili głębię na poziomie 1573 m, co biorąc pod uwagę ówczesny sprzęt jest czymś niewiarygodnym! Warto przy tym nadmienić, że obecnie głębokość Bajkału zmierzona została na 1642 metrach.
Wyjeżdżając z Kułtuku różne myśli plątały mi się w głowie. Nie można nie było czuć dumy z tych ludzi i nie mieć pełnego podziwu do ich pracy. Wszak kto będąc zesłanym kilka tysięcy kilometrów od domu, w najbardziej nieludzkie warunki, przy kilkudziesięciostopniowym mrozie, lub przy upałach w towarzystwie wszechobecnych moskitów, byłby w stanie tak bardzo poświęcić się swojej misji? Kto nie załamałby rąk, sądząc że nigdy już mu się nie uda wydostać z tej krainy? Trzeba też pamiętać o tym, że Dybowski i inni wykonywali ciężką katorżniczą pracę, a dopiero później znajdowali jeszcze siły na to, żeby zająć się swoimi badaniami. A jednak oni pokazali hart ducha, pokazali że polskiej myśli i pragnień nie da się zgasić w żaden sposób. Udowodnili, że hasło ,,nigdy się nie poddawaj”, nie jest tylko wyświechtanym sloganem. Osiągnęli coś wielkiego, będąc, jak mogłoby się wydawać, w tragicznym położeniu. Mijając tabliczkę z napisem Kułtuk, czułem do Boga wdzięczność za to, że jestem Polakiem i mam tak wspaniałych przodków.