W maju i sierpniu 2015 roku wolontariusze ze Stowarzyszenia Odra–Niemen pomagali zespołowi dr. Leona Popka z lubelskiego IPN-u w ekshumacjach prowadzonych na Wołyniu. Terenem prac objęto miejsca, w których kiedyś stały dwie polskie wsie: Ostrówki i Wola Ostrowiecka, na południowy zachód od Lubomla. Miejscowości te przed wojną liczyły łącznie ok. 1600 mieszkańców.
W letni poranek 30 sierpnia 1943 roku bandy UPA pod dowództwem
Iwana Kłymczaka „Łysego” zmieniły ich spokojny dotąd żywot w piekło.
Ukraińcy najpierw podstępem zgromadzili mieszkańców w kilku miejscach, a potem rozpoczęła się rzeź. Mordowano wszystkich: mężczyzn, kobiety, starców i dzieci.
***
Oprawcy nie mieli żadnej litości, zachowywali się wręcz zwierzęco. Mieszkańców zabijano strzałami z broni palnej, padali pod ciosami siekier i innych narzędzi, palono ich żywcem w zabudowaniach. W Ostrówkach krwawe szaleństwo przerwał zbliżający się niemiecki patrol. Naprędce sformowano liczną (ok. 300 osób) kolumnę, składającą się głównie z kobiet i dzieci, i popędzono ok. 4 km w okolice miejscowości Sokół. W lesie rozpoczęto bestialski mord, którego ofiarami padło ok. 230 osób. Część zabito podczas wyczerpującego marszu, nielicznym udało się zbiec… Łącznie w obu wsiach zamordowano ponad 1050 osób.
NIEMAL BRAK ŚLADÓW WSI
Od roku 1992 dr Leon Popek prowadzi na Wołyniu ekshumacje, które doprowadziły do odnalezienia niemalże 660 ofiar tych okrutnych mordów. Historia tych miejsc jest niezwykle bliska dr. Popkowi, gdyż życie wtedy straciło wielu członków jego rodziny.
Pozwolę sobie opisać prace ekshumacyjne z własnej perspektywy, jako uczestnika
jednej z grup, które dotarły na Wołyń w maju 2015 roku. Miejscem naszego obozowania były okolice cmentarza w Ostrówkach. Wokół tylko pola, łąki i lasy. I przejmująca cisza.
W miejscu, gdzie stał kościół, jest krzyż i figura Matki Boskiej, obok strzaskana figura, która stała we wsi pamiętnego dnia 30 sierpnia. Praktycznie nic nie wskazywało na to, że w tych okolicach kilkadziesiąt lat temu stały dwie tętniące życiem wsie. Jedyne pozostałe do dziś ślady to krzaki bzu i owocowe drzewa, które kiedyś rosły wokół zabudowań. Najbliższe miejscowości oddalone są o kilka kilometrów. Wodę dowozi nam mieszkaniec jednej z nich. Prąd mamy dzięki agregatowi. Telefony nie mają zasięgu. Atmosfera sprzyja przemyśleniom na temat tego, co ponad 70 lat temu wydarzyło się w tej okolicy.
NIE ZAWSZE TRAFIA SIĘ OD RAZU
Praca jest ciężka. W pełnym słońcu kopiemy w ziemi, sprawdzając, czy w wydobytych próbkach są ślady kości. Pracujemy razem z wolontariuszami z Fundacji Niepodległości i Straży Granicznej. Ci drudzy wykorzystują urlop wypoczynkowy, żeby pomóc w poszukiwaniach. Kopiemy w miejscach, które
wytypował dr Leon Popek po rozmowach z ocalałymi z rzezi i prowadzonych wcześniej badaniach. Pracujemy w kilku grupach, zarówno w Ostrówkach, jak i Woli
Ostrowieckiej – po osiem godzin z przerwą na krótki posiłek. Na koniec dnia wszyscy zjeżdżamy do obozowiska, gdzie wieczorem, przy ognisku, dr Popek opowiada historie rodzinne z Wołynia, o pierwszych pracach ekshumacyjnych i wielu innych sprawach.
Opowieści są niesamowite, snute w ciszy przerywanej jedynie trzaskiem płonącego
ogniska, skłaniają do refleksji. Po kilku dniach bezowocnych poszukiwań zaczyna się mieć dość wszystkiego. Dokuczliwe słońce, owady, ciężkie warunki w obozowisku. Jednak towarzyszy nam świadomość, że przekopanie całego pola
bez rezultatu w rzeczywistości przybliża nas do odnalezienia kolejnych ofiar – podczas następnej tury poszukiwań duży obszar będzie można wyłączyć z badań. Dlatego każdy walczy z własnymi słabościami, żeby następnego dnia i w kolejne dawać z siebie maksimum możliwości. Wszyscy po raz pierwszy
biorą udział w tego typu pracach. I chociaż temat Wołynia jest nam dobrze znany, to ujrzenie tego wszystkiego na własne oczy robi ogromne wrażenie.
KRZYŻ NA DAWNYM GROBIE
W końcu nadchodzi dzień, kiedy z pola w Ostrówkach dociera długo wyczekiwana
wiadomość: znaleźliśmy mogiłę! Najbliższe dni są dla mnie szczególne. Najpierw
biorę udział w wydobywaniu z ziemi kości i przedmiotów osobistych. Mimo upływu lat od tych strasznych wydarzeń targają mną emocje. Przez moje ręce przechodzi
wiele kości, które starannie czyszczę. Z grobu wydobywane są guziki, resztki obuwia, medaliki, krzyże. Patrzę na to i widzę ubrania, z których pochodzą guziki. Wyobrażam sobie ludzi, którzy spoczęli w tym dole. Dostrzegam zbutwiałą książeczkę – może to Biblia, może modlitewnik… Prace trwają dwa-trzy dni. Po wydobyciu ostatnich kości zasypujemy dół i na własnych barkach przynosimy z pobliskiego cmentarza duży, ciężki drewniany krzyż. Stawiamy go na miejscu odkrycia grobu i odmawiamy modlitwę.
Epilog
Wołyńskie ekshumacje zakończyły się pochówkiem 33 osób, które odnaleźliśmy w maju. 30 sierpnia 2015 roku, w 72. rocznicę tragicznych wydarzeń, pochowaliśmy szczątki mieszkańców Ostrówek na lokalnym cmentarzu.
Tekst i zdjęcia:
Dominik Rozpędowski