Blog podróżniczy

Polesie, piękne Polesie… Pierwsza wyprawa na Białoruś (część 4 – ostatnia)

Pożegnanie z Pińskiem

Nadeszła niedziela, czas pożegnań i powrotów. Wyjazdy paczkowe mają jednak to do siebie, że staramy się wykorzystać je do maksimum. Tak też było na Polesiu. Przed przyjazdem do kraju, planowaliśmy odwiedzić jeszcze kilka miejsc. Wcześniej trzeba było jednak pożegnać się z polskim środowiskiem mieszkającym w Pińsku. Oj, wzruszeniom nie było końca.

Odkrywamy Janów Poleski

Podbudowani fantastycznym przyjęciem, jakie spotkało nas na Białorusi, ochoczo ruszyliśmy w kierunku polskiej granicy. Pogoda, w porównaniu ze śnieżycą, jakiej doświadczyliśmy w pierwszą stronę, była o niebo lepsza. Po 40 kilometrach dojechaliśmy do Janowa Poleskiego. Tę miejscowość zna większość Polaków, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. Jadąc główną ulicą miasta (nazywającą się oczywiście “ulicą Sowiecką”) dotarliśmy do centrum. Znajdują się tam dwa sakralne budynki: Cerkiew Pokrowska oraz Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego.

Apostoł Polesia – św. Andrzej Bobola

Nas interesowało to drugie miejsce, dlatego wysiedliśmy z busów i dziarsko ruszyliśmy w kierunku głównej bramy. Mieliśmy szczęście, akurat sprawowana była Msza Święta. Weszliśmy do środka i… oniemieliśmy. W eucharystii uczestniczyło może 20 osób. Oczywiście, z miejsca staliśmy się główną atrakcją. Po zakończeniu Mszy Świętej nadszedł czas na rozmowy z mieszkającymi tam Polakami. Jak się dowiedzieliśmy, katolicyzm jest na Białorusi w ogromnym kryzysie. Parafie są olbrzymie, odległość pomiędzy poszczególnymi kościołami, w których sprawowane są Msze Święte, potrafi wynosić kilkadziesiąt kilometrów.

Trochę nas to przybiło, spodziewaliśmy się, że przynajmniej w Janowie Poleskim frekwencja będzie większa, jest to wszak miasto związane ze Świętym Andrzejem Bobolą. Patron Polski, autor tekstu ślubów lwowskich króla Jana Kazimierza, nie bez powodu zwany był apostołem Polesia. Przez skuteczne nawracanie prawosławnych na katolicyzm, traktowany był przez Kozaków jako wróg polityczny. Zginął śmiercią męczeńską 16 maja 1657 roku. Odmówił, kiedy kazano mu wyrzec się wiary. Został zakatowany w bestialski sposób. Przypalano go ogniem, ucięto nos, uszy i wargi. Jego męczarnia trwała dwie godziny.

Kobryń – czyli ostatni przystanek

Ostatnią miejscowością na trasie był Kobryń, znajdujący się 30 km na wschód od Brześcia. Pierwsze kroki skierowaliśmy do pani Heleny Kaczan, prowadzącej we własnym domu lekcje dla polskiej młodzieży.

Biła od niej niesamowita siła ducha. Dla spotkań z takimi osobami warto jeździć na Kresy. Pani Helena w swojej szkole kształci rocznie ponad 20 osób. Gromadzi wokół siebie środowisko młodych Polaków. Podobnie jak w Pińsku i Brześciu, większość z nich wyjedzie zapewne na studia do Polski. Zostawiliśmy im paczki, ale  również materiały do udekorowania polskich mogił. A tych jest w Kobryniu sporo, o czym mieliśmy przekonać się już za chwilę.

Znajdujące się na miejscowym cmentarzu polskie mogiły z 1920 i 1939 roku, pokryte były grubą warstwą śniegu. Doczyściliśmy je, a następnie przy każdym krzyżu zostawiliśmy biało-czerwone znicze. Wiele z mogił było bezimiennych.

W miejscowym kościele akurat trwała Msza Święta. Podobnie jak w Janowie, wzbudziliśmy ogólne zainteresowanie. Podczas ogłoszeń parafialnych, ksiądz zaczął wypytywać nas, skąd jesteśmy i co tutaj robimy. Widać było, że dla mieszkańców Kobrynia spotkanie z nami było tak samo ważne, jak dla nas wizyta tam.

Czekał nas jeszcze bardzo długi powrót do domu, gdzie dotarliśmy w poniedziałek o 3 nad ranem. Każdy ogromnie zmęczony, ale także z olbrzymim poczuciem satysfakcji. To był jeden z takich weekendów, które później wspomina się do końca życia.

Na sam koniec polecamy Państwu zapoznać się także z obrazami w wersji wideo, zarejestrowanymi podczas naszego wyjazdu w styczniu 2018 roku.

Krzysztof M. Marcinkiewicz

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sklep
charytatywny
Pomagaj i pamiętaj
Skip to content