Aby móc nacieszyć się znów pięknem Polskich Inflantów, musieliśmy na nie powrócić z naszej turmonckiej bazy, gdyż nie byliśmy w stanie zwiedzić jednego dnia, dwóch tak dużych ośrodków pełnych niesamowitych historii, jak Dyneburg i Krasław. W związku z tym do tego drugiego pojechać mieliśmy po kilku dniach. Co też w końcu uczyniliśmy, pełni nieskrywanej ciekawości, co nas spotka na miejscu…
Krasław – niegdysiejsze centrum polskiej kultury na Inflantach
Polacy rządzili Inflantami przez 212 lat, od momentu gdy w XVI wieku, w wyniku wojen znalazły się one w granicach Rzeczpospolitej. Osiedlająca się na tych terenach szlachta zupełnie wrosła w tę ziemię, co skrupulatnie zanotował pochodzący z Inflantów Władysław Studnicki:
„Polacy w Inflantach są żywiołem historycznie tam zakorzenionym. Wielka własność ziemska znajdowała się do 1863 roku wyłącznie, a w ostatnich przed wojną czasach przeważnie w rękach polskich. Dzierżawcami majątków polskich i niepolskich byli wyłącznie Polacy. Na wsi obok drobnej szlachty, bardzo licznej w tym kraju, powstałej z osadnictwa wojskowego spotykamy też włościan pochodzących z dawnej kolonizacji wojewodów Hilsena i Borcha”
Bardzo szybko zaczęli oni także pełnić ważne role w strukturach wojskowych, oraz na stanowiskach urzędników państwowych. Zawsze byli wierni swej ojczyźnie, nie można było tu znaleźć zdrajców, lub niehonorowych ludzi. Przekonuje o tym z całą mocą Józef Weyssenhoff w przytoczonym przez dr Mirosława Jankowiaka tekście:
„… nie było chyba w dawnej Polsce prowincji tak ściśle przestrzegającej swych obowiązków względem państwa, jak Inflanty Polskie. Inflanty nie podnosiły nigdy buntu przeciw państwu; nie łączyły się ani ze Szwedami, ani z Moskwą w czasie wojen; stanęły całe murem przy Konstytucji 3 Maja, a Targowica nie miała tam wcale stronników. Do obu powstań – 1830 i 1863 roku mieszkańcy należeli licznym zastępem”
Szczególnie dobrze widać udział szlachty inflanckiej we wszelakich zrywach narodowowyzwoleńczych na przykładzie rodziny Platerów, czemu mieliśmy okazję przyjrzeć się w poprzednich wpisach na naszym blogu.
Jednak jak doszło do tego, że Krasław stał się centrum polskiej kultury na Inflantach? Po początkowo częstych zmianach właścicielskich, w 1729 roku dobra krasławskie przeszły w ręce rodziny Platerów. Zakupił je za kwotę 14 tysięcy bitych talarów starosta dyneburski i inflancki Jan Ludwik Plater, a gdy po 7 latach zmarł, jego dzieło dokończył syn, Konstanty Ludwik Plater, tworząc imponującą siedzibę rodową.
Krasław – Dzielnica Augustówka i kamień Augusta
Do Krasławia wjechaliśmy od południowej strony, przekraczając most nad rozległą i leniwie płynącą, piękną rzeką Dźwiną. Dojechaliśmy do rozdroża przed wzniesieniem, gdzie na szczycie było widać pałac. Miał być on jednak naszym kolejnym celem, gdyż najpierw skręciliśmy w lewo, kierując się na zachód, aby dotrzeć do dzielnicy Augustówka.
Pomimo szerokiej, dwupasmowej drogi wylotowej z miasta, biegnącej przez środek dzielnicy, znaleźć można przy niej wiele bardzo uroczo wyglądających domostw z drewnianej zabudowy, która oddaje jej dawny charakter.
Nazwa nie bez przyczyny, kojarzy się z imieniem August, została bowiem nazwana tak na cześć wizyty polskiego króla, Augusta II Mocnego.
Przybył on do Krasławia w 1729 roku, co zostało uwiecznione na sporych rozmiarów głazie, znajdującym się tuż przy drodze. Wyryta na nim jest wspomniana data, inicjały króla i symbol korony.
Przy tej okazji powstała też następująca legenda:
Niedaleko Góry Zamkowej leży nieduży kamień. Dawno, dawno temu, w noc świętojańską, dokładnie o północy, pojawiły się tam dwie kobiety i usiadły na kamieniu odwrócone do siebie plecami. Jedna z nich była młoda i piękna, z długim warkoczem i patrzyła w stronę Krasławia. Druga, stara i garbata, z brodawką i ogromnym haczykowatym nosem patrzyła na dom wiedźm [będący na wzgórzu, gdzie obecnie stoi… zamek Platerów]. Kiedy wiele lat później do Krasławia przyjechał król polski August [II Mocny] opowiedziano mu legendę o wiedźmach i czarodziejskim kamieniu. I król rozkazał, ażeby z tej strony, gdzie siedziała piękna nieznajoma wyrzeźbić koronę. Jak powiedział, tak zostało zrobione. Jednak zjawy wiedźm pokazywały się cały czas. Kiedy kamień pokropiono wodą święconą, zjawy kobiet zniknęły. Kamień się zmniejszył, po dziś dzień leży jednak na skraju miasta. Tę część miasta, na cześć wizyty polskiego króla Augusta, zaczęto nazywać z czasem Augustówką.
Góra Karnickiego
Cofając się w kierunku wzgórza zamkowego/pałacowego, a będąc dalej na ulicy Augusta, warto zatrzymać się i podjąć trochę wysiłku, by zobaczyć jeszcze jeden związany z Polską zabytek. Jest nim nagrobek polskiego oficera, pułkownika Jóźefa Karnickiego. Prowadzi do niego dróżka znajdująca się miedzy dwoma domami.
Z pułkownikiem Józefem Karnickim wiąże się romantyczna i równie tragiczna historia. Będąc zakochanym w córce hrabiego Platera, z wzajemnością, zapragnął poprosić o jej rękę. Przez swoje niskie pochodzenie ze zubożałej szlachty, został odprawiony przez ojca swej lubej. Młodzi postanowili więc razem popełnić samobójstwo. Dziewczyna chciała wyskoczyć z okna wieży ze świecą, którą wcześniej zapaliła w oknie. Miał być to sygnał dla czekającego na wzgórzu Józefa, aby się zastrzelić. Jednak służba zorientowała się o zamiarach młodej hrabianki i nie dopuściła do tego, gasząc świecę. Dla młodego oficera było jednak za późno, gdyż widząc brak płomienia sądził, że jego ukochana już nie żyje i zastrzelił się w miejscu, w którym do dziś stoi jego nagrobek.
Na jego tylnej części znajduje się cytat z Ewangelii według świętego Łukasza.
,,Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni”
Myślę, że warto dostosować się w tym przypadku do niego i nie osądzać nieszczęśliwego młodzieńca.
Z samego wzgórza natomiast roztacza się przepiękny widok, na wszechobecną Dźwinę, która hipnotyzuje swoim dostojnym wyglądem i wdziękiem. Nie można się więc dziwić opisowi jednemu z najwybitniejszych krajoznawców i etnologów Inflantów Polskich, Gustawowi Manteuffelowi, który o Krasławiu pisał tak kwieciście:
Krasław leży w prawdziwie malowniczej okolicy wzdłuż brzegów Dźwiny i wpadającej do niej Krasławki. Liczne załomy rzeki podnoszą piękność okolicy. Lewy brzeg tworzy wyniosłość zarosłą liściastym lasem, prawy zamykając koryto sypkim dewońskim piaskowcem, rozciąga się szeroką płaszczyzną, przerżniętą dwoma bystrymi potokami, okolonymi zarosłymi lasem wzgórzami. Po pierwszym większym skręcie Dźwina oblewa dwie ładne lesiste wysepki i nagle prawie prostopadle załamując się, płynie w korycie coraz bardziej skalistym, które podnoszą jeszcze piętrzące się ogromne granitowe ławy, dające całej okolicy malowniczy powab.”
I jak tu nie zgodzić się z mistrzem Gustawem, obserwując majestat drugiej co do wielkości rzeki uchodzącej do Bałtyku?
Pałac Platerów
Nasze kroki skierowały się w stronę wzgórza zamkowego/pałacowego, które już mijaliśmy na swej drodze. Po przejściu przez główną bramę w ogrodzeniu naszym oczom ukazała się niedawno odremontowana elewacja głównego pałacu, wybudowanego przez Augusta Hiacynta Platera w 1791 roku.
Korzystając z tymczasowo dobrej pogody, urządziliśmy sobie spacer po parku pałacowym. Mijaliśmy dawne zabudowania dworskie, pełniące obecnie funkcje muzealne, czy też informacyjne. Zaszliśmy także na tyły głównego budynku, gdzie znaleźć można drewniany taras i dawne lochy.
Na pobieżne zwiedzenie całego terenu poświęciliśmy około 30 minut, by wrócić do aut i przemieścić się do jednej z największych perełek architektury sakralnej na tych terenach.
Kościół św. Ludwika
Świątynia ta położona jest na wschód od pałacu, w niewielkiej odległości. Zaprojektowana została prawdopodobnie przez włoskiego architekta Antonio Paracco, który wzorował się na światowej sławy kościele Il Gesu w Rzymie. Data ukończenia budowy to 1767 rok.
We wnętrzu ściany pokrywają wciąż restaurowane freski z XVIII wieku, które zostały dopiero niedawno odkryte.
Jednym z najcenniejszych przedmiotów wewnątrz kościoła, jest z pewnością obraz namalowany na specjalne zamówienie przez Jana Matejkę. Nosi tytuł ,,Ludwik Święty wyruszający na wyprawę krzyżową” . Jest on ogromnych rozmiarów i prezentuje się imponująco na bocznej ścianie prezbiterium.
Spacerując pomiędzy nieco zakurzonymi ławkami i wnękami, można poczuć namacalnie historię. Na każdej ścianie znajdują się małe tablice informujące o pochowanych tu przedstawicielach znamienitego rodu Platerów…
Krypta Platerów
Jeszcze większą gratką, szczególnie dla miłośników podziemi, może być udanie się do podkościelnej krypty. Spoczywa tam kilkudziesięciu członków rodziny Platerów.
Przechadzając się po korytarzach krypty, czasem można odnieść wrażenie, zwłaszcza dysponując sporymi pokładami fantazji, że ktoś za twoimi plecami ci się przygląda. Że po tych korytarzach wciąż błądzą dusze dawnych właścicieli Krasławia… Może teraz ich już mniej, bo zaznali względnego spokoju. Może nie martwią się już tak o losy miasta, jak za czasów bolszewickich. A być może to tylko wytwory mojej bogatej wyobraźni płatają figle, kto to wie?
Po wyjściu na światło dzienne, którego jednak nie było zbyt dużo, gdyż zaczynały się gromadzić ciemne chmury, przemieściliśmy się w kierunku ostatniego naszego krasławskiego przystanku, jakim był cmentarz katolicki.
Stary polski cmentarz
Dawna nekropolia mieści się na północ od kościoła, przy wyjazdowej drodze P61 biegnącej do Dagdy. Jest cmentarzem nostalgicznym, być może w taki stan wprowadzają stare, porośnięte bluszczem i mchem drzewa na nim rosnące. Zawsze kojarzą mi się z przemijaniem, gdyż zazwyczaj rosną w tych miejscach dłużej, niż może żyć jakikolwiek człowiek. Szumiąc liśćmi na wietrze, być może szepczą między sobą o kolejnym pokoleniu ludzkim, które pojawiło się, tu, gdzie one od dawien dawna stały.
Na samym cmentarzu można w zamyśleniu pokonywać kolejne alejki i zatapiać się w czytaniu polskich nazwisk, których tu pojawia się bez liku. Charakterystycznym budynkiem jest smukła, stara ceglana kaplica, z motywem piety nad drzwiami.
Jednak najbardziej rzuca się w oczy pomnik, który wydaje się być usypanym kopcem ze sporych kamieni, które rzucili na niego wdzięczni rodacy. Spoczywają bowiem pod nim nasi bohaterscy żołnierze z III Dywizji Piechoty Legionów, polegli w 1920 roku. Na błyszczącej się w złotych barwach tablicy, wyczytać można 45 nazwisk poległych, oraz informację o 40 nieznanych z imienia i nazwiska.
Miejsce to jest bardzo ładnie zadbane i udekorowane barwami Polski i Łotwy, a wszystko to za sprawą dzieci z polskiej szkoły im. Platerów, znajdującej się w sąsiedztwie cmentarza. Jest to piękny symbol tego, że Polska na swych dawnych Inflantach wciąż trwa. Że nić pokoleniowa, mimo stu lat mijających od tamtych wydarzeń, wciąż trwa i niech Bóg da, by trwała dalej.